- dr Magdalena Grzyb komentuje wyniki wyborów prezydenckich w USA
Mija tydzień od wyborów w USA . Tydzień temu we wtorek wieczorem przypadkiem włączyłam Fakty TVN i cały materiał był tylko o wyborach w Stanach Zjednoczonych. O wydarzeniach w Polsce nie było nic, wytrzymałam do 17 min. Nawet nie wiedziałam do tamtej chwili, że w USA są tego dnia wybory. Poczułam się jakby Polska już na serio była 51 stanem USA i te wybory były u nas. Ale my przecież nie mamy prawa głosu, jesteśmy tylko mentalną neokolonią, nie rozumiem więc, po co takie zagrzewanie do głosowania na Kamalę.
Jako że wynik wyborów okazał się wielkim zaskoczeniem dla prawie wszystkich, bardzo ciekawe są wyjaśnienia tego fenomenu w Polsce i za granicą. Widzę gigantyczną różnicę, jak różni eksperci i komentatorzy tłumaczą porażkę Harris/wygraną Trumpa za granicą, w tym w USA i w UK, a jak w Polsce. I mam dysonans.
Z obserwacji – zwłaszcza mediów/profili pro-Trump - wynika, że głównymi tematami kampanii były imigracja (w tym przestępczość) i polityki tożsamościowe, bardziej nawet niż ekonomia, choć to się łączy. Może dlatego, że pogorszenie ekonomiczne za Bidena było tak oczywiste, że nie trzeba było tego podnosić? Co do imigracji przytoczę tylko liczby, które mówią same za siebie. Za Bidena (2021-2024) ostrożnie szacuje się, że południową granicę nielegalnie przekroczyło ok. 8-10 mln ludzi, podczas gdy za Trumpa (2017-2020) 2,4 mln [podaję za BBC].
Wielu niezależnych, ale i nawet mainstreamowych komentatorów widzi, że wynik tych wyborów to przede wszystkim odrzucenie przez Amerykanów progresywnych polityk tożsamości. No i dowód na to, że tzw. „legacy media”, czyli mainstream „nie dowożą”. Nawet wśród samych Demokratów, nawet w liberalno-lewicowym New York Times, pojawia się cień refleksji, gdzie leży problem z Demokratami, ich agendą oraz stylem rządzenia. Przykładowo, nawet na łamach NYT pojawił się editorial wskazujący na możliwe przyczyny porażki: dezinformację (ze strony Rosji i Trumpistów?), wojnę w Gazie, toksyczną markę Demokratów i podejście Demokratów do kwestii transpłciowych (sic!). Fareed Zakaria – redaktor Newsweeka i felietonista CNN wprost powiedział: Demokraci zawalili sprawę, popełniając trzy duże błędy — nie traktując wystarczająco poważnie kwestii imigracji, jednocząc się wokół prześladowania Trumpa i fiksując się na polityce tożsamościowej (wskazując właśnie na kwestie trans).
Tymczasem nasi rodzimi eksperci albo jeszcze tkwią w stuporze albo w wyparciu. Z ciekawości wysłuchałam trzech popularnych podkastów i poziom analizy naszych opiniotwórczych ekspertów nie wychodzi poza analizy terytorialno-demograficzne („och Pensylwania”, „och, czemu Latynosi nie głosowali na Harris?”) bez nawet sensownych wyjaśnień oraz gospodarkę („Latynosi jednak też głosują brzuchami, a nie tożsamościową solidarnością z milionami nielegalnych imigrantów”).
W jednym podkaście tematycznym autorzy w zasadzie przez 1,5h polemizowali z zarzutami wobec Harris, że to wszystko nieprawda. Co prawda przyznali, że kwestie imigracji – oczywiście źle ramowane - mogły też odegrać rolę, ale przecież polityka Bidena wcale nie była taka zła. Niestety Kamala niewystarczająco o tym mówiła, ale tak w ogóle to ludzie powinni byli na nią głosować i kropka. Nie wiem, czy nasi eksperci z „lib-leftu” nie wiedzą, że były też inne czynniki w grze, które zdecydowały o porażce Harris czy celowo boją się dotknąć „delikatnych” tematów, żeby nikogo nie urazić - tak czy siak to raczej nie świadczy dobrze o ich „eksperckości”.
Na koniec trzy konstatacje, które się przewijają w zagranicznych debatach. Po pierwsze, założenie, że Kamala miała automatycznie głosy kobiet i mniejszości (a zwłaszcza głosy kobiet z mniejszości) w kieszeni, bo sama jest kobietą i nie-białą było dość redukcjonistyczne i okazało się zwyczajnie błędne. Temat aborcji – nawet dla kobiet nie okazał się wystarczający. Zresztą Trump go dobrze rozbroił. Cóż. A tak w ogóle i na marginesie, mówienie kobietom, by głosowały na kobietę, tylko dlatego, że jest kobietą, jest wyjątkowo cyniczne ze strony ludzi, którzy uważają, że kobietą jest każdy mężczyzna, który tak powie.
Po drugie, ludzie nie „kupili” Kamali, bo nie miała demokratycznego mandatu, osobowości politycznej ani poglądów. Robiła wrażenie, jakby mówiła to, co ludzie chcą usłyszeć, a nie to, co myśli. Była figurantką establishmentu partii. Biden nominował ją na wice-prezydenta nie za kompetencje czy zasługi, ale tylko dlatego, że była kobietą i z mniejszości. Dodatkowo, krytycy przedstawiali ją jako „Border Czar” – niejako obwiniając za cały kryzys na granicy południowej. Osobiście dodam, że uważam, że jest bardzo ładna i elegancka. No ale to nie wystarczy, by zostać prezydentką. Gdyby tak było, to mielibyśmy za prezydenta Magdalenę Ogórek (a tak, mamy Andrzeja Dudę).
Po trzecie, sam NYT to przyznał: najbardziej zasięgowym spotem Trumpa był spot „Kamala jest dla „oni/nich”, Trump jest dla Ciebie”, w którym Kamala opowiada się za refundacją z pieniędzy podatników operacji „zmiany płci” dla więźniów i nielegalnych imigrantów (sic!).
Marketingowo hasło jest genialne i cóż Demokraci albo nie potrafili go „rozbroić”, albo zwyczajnie nie chcieli. Tym niemniej wychodzi na to, że to faktycznie polityka transgenderowa Demokratów była jedną z kluczowych (nawet jeśli nie główną, to istotnie przechyliła szalę) w tych wyborach. Podnoszono dokładnie trzy problemy praktyczne: kobiece sporty, indoktrynacja dzieci w szkołach oraz więzienia.
Poniżej załączam linki do źródeł i kilka analiz, w tym nawet mainstreamowych „legacy media” z UK i USA. Polecam zwłaszcza rozmowę z pisarką Lionel Shriver.
Żródła: