Jesteśmy również na Facebooku, X i Instagramie:

08 marca 2025

Media społecznościowe a równość kobiet i mężczyzn.

- felieton Katarzyny Szumlewicz

 

W mediach społecznościowych ostatnio wrze. Najpierw Elon Musk, właściciel X (Twittera) poparł w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa, który zgodnie z jego oczekiwaniem pokonał Kamalę Harris. Wówczas to najzacieklejsi zwolennicy Demokratów postanowili przenieść się na platformę BlueSky, stworzoną w 2019 roku przez jednego z współzałożycieli Twittera, Jacka Dorseya. Gdyby Harris wygrała, nie zrobiliby tego, To jednak nie wszystko. Właściciel koncernu META, czyli portali Facebook i Instagram, Mark Zuckerberg, promujący dotąd agendę Demokratów (przebraną za “walkę z dezinformacją” i “poszanowanie różnorodności”) po zwycięstwie Trumpa radykalnie zmienił front. Uznał on mianowicie, że dotychczasowe sposoby regulowania treści przez koncern META, czyli tak zwany fact checking oraz tropienie dezinformacji naruszały wolność słowa, toteż postanowił z nich zrezygnować (na razie w USA). 

 CENZURA ZUCKERBERGA I MEGALOMANIA MUSKA

    Dlaczego Zuckerberg “obraził się” na cenzurę dopiero po wygranej Trumpa? Niezależnie od merkantylnych motywacji, jego decyzja to wielka ulga dla użytkowników Facebooka, gdzie cenzura hulała zupełnie jawnie. Każda informacja mogła być uznana za dezinformację, a każda krytyka - za hejt, o ile dotyczyły one kwestii genderowych. Mnie osobiście zrzucono link do tekstu z Krytyki Feministycznej pt “Fetyszyzm i masochizm w chłopięcej piwnicy”, będącego recenzją książki “Gorset, wstyd i kocie uszka”. W książce tej J.Szpilka zwierza się z fascynacji filmami pornograficznymi, w których kobiety są torturowane prądem. Fantazjuje także o kastracji nieletnich chłopców. Dlaczego nie można krytykować tej pozycji, mimo że traktuje ona przejawy skrajnej przemocy jako rodzaj sztuki lub nietuzinkowej rozrywki? Gdyż jest autorstwa osoby, która identyfikuje się jako trans. A jeśli jakiś post przedstawia kogoś takiego w negatywnym świetle, jasne jest dla każdego strażnika różnorodności, że zawiera hejt. 

Innym zagadnieniem podatnym na cenzurę była płeć osób, który na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu zdobyły złote medale w kobiecym boksie: Imane Khelif i Lin Yu-Ting. Organizacje zajmujące się weryfikacją informacji podawanych na Facebooku nie miały wątpliwości, że jest ona żeńska. Jeśli ktokolwiek uważał inaczej, okazywał się zwolennikiem zmowy działaczy sportowych, działających na zlecenie Putina, którzy już ponad rok wcześniej sfałszowali testy na płeć właśnie tych dwóch “pięściarek”. “Demagog”, największy portal zajmujący się fact-checkingiem w Polsce, do dziś uważa wszelkie sugestie o męskim kariotypie Imane Khelif i Lin Yu-Ting za przekazywaną w złej wierze “prawicową dezinformację”. Nieco dziwnie na tym tle brzmi list skierowany przez jego przedstawicieli do Marka Zuckerberga. Znajduje się w nim zdanie, że przyjęty przez Facebook “program niezależnej weryfikacji informacji (...) pomógł uchronić miliony użytkowników przed oszustwami i teoriami spiskowymi”. W istocie trudno wymyślić lepszą definicję teorii spiskowej niż celowe fałszowanie wyników testów akurat tych osób, które potem wygrywają złote medale w zawodach kobiet, mając “przez przypadek” męską budowę ciała i odmawiając poddania się następnym testom.     

    Każdy, kogo choć raz spotkała “inkluzywna” cenzura na Facebooku, oddychał z ulgą na X. Można tam kpić do woli i nikt nie zrzuci tweeta z powodu tego, że ktoś w imieniu jakiejś mniejszości poczuł się urażony. Jako weryfikacja informacji działają tam community notes, które nie są tworzone przez zarabiające na tym organizacje, powiązane z określoną opcją polityczną, ale przez zwykłych użytkowników. Dzięki temu weryfikowane są konta takich osób, jak Premier czy Prezydent, a nie śmiałków, którzy nie zgodzili się w czymś z “Demagogiem” czy nie stosują się do wytycznych “tęczowych” ngo-sów. Można zatem powiedzieć, że niezależnie od dość ekscentrycznego postępowania samego Muska, posiadany przez niego portal konsekwentnie przestrzegał jak dotąd wolności słowa. Dlatego przy jego postaci nasuwa się inne pytanie niż wobec Zuckerberga, mianowicie, czy powiązanie z urzędującą władzą USA nie zacznie po jakimś czasie oznaczać cenzury jej przeciwników. Zwłaszcza że osobiste poczynania Muska rodzą uzasadnione podejrzenia o wynikającą z megalomanii chęć wpływania na proces demokratyczny w niezależnych państwach. W końcu obietnica podarowania Amerykanom Grenlandii, apele do króla Anglii, by rozwiązał Parlament tego kraju czy wreszcie udzielenie poparcia przewodniczącej AFD w Niemczech to kwestia bardzo krótkiego czasu, jaki upłynął od wyboru Donalda Trumpa na Prezydenta USA.

BANAŁY I NONSENSY OBU STRON

     Muska i Zuckerberga łączy to, że obaj działają dla zysku, a jeśli można mówić o przyświecającej im idei, to jest nią niewątpliwie hegemonia USA nad resztą świata. Tym, co ich różni, jest skład użytkowników ich platform społecznościowych, także po zmianie warunków funkcjonowania Facebooka i po odpływie części użytkowników X na BlueSky. Jako osoba będąca na obu tych platformach, widzę te różnice bardzo jaskrawo. Zainteresowania kulturą, sztuką i naukami społecznymi na pewno jest łatwiej realizować u Zuckerberga. Tam także cieplej zostaną przyjęte zdjęcia z życia prywatnego, na czele z fotografiami kotów, którym Facebook zawdzięcza początki swojej popularności. Niestety, ta formuła, wzbogacona o nieuniknioną empatię, tworzy coś, co nazywam “królestwem banału”. Mnóstwo tu zapewnień, głównie ze strony kobiet, o tym, że się innych głęboko rozumie i współodczuwa ich często wymyślone traumy. Neutralny płciowo banał przybiera z kolei formę godzenia wszelkich przeciwieństw i wymyślania wspólnotowych teorii, służących jako podstawa do walki z zagrożeniami typu “ciemnogród”, “ruskie trolle” czy “transfobia”, oznaczającymi poglądy, z jakimi nie zgadza się królestwo banału. 

Inaczej jest na X, gdzie zresztą jest znacznie większy procent mężczyzn niż na Facebooku. Tu dominują dyskusje o polityce. Jeśli rozmawia się o nauce, to na ogół ścisłej, a uniwersalnym językiem porozumienia są odwołania do gier wideo, w których zresztą Musk udaje mistrza, grając postaciami, których wyniki zostały zmaksymalizowane przez kogoś innego. Nie ma na jego portalu wymogu bycia sympatycznym czy empatyzowania z całym światem, zresztą dopuszczalna długość tweetów na to nie pozwala. W merytorycznej wymianie zdań, jaka by z tego mogła wyniknąć, przeszkadza obecny u znacznej części użytkowników platformy Muska resentyment w stosunku do kobiet. Kobiety są według nich winne praktycznie wszystkich złych rzeczy, jakie im się przydarzają. Zawsze, gdy mowa jest o gwałtach, zabójstwach czy przemocy domowej, obwiniany jest feminizm (czy też, u bardziej zaciętych, “feminazizm”), który broniąc kobiet, zniechęcił do nich mężczyzn, tak że nie reagują już oni, kiedy kobietom dzieje się krzywda. Gdyby kobiety były podporządkowane, nic takiego by się nie wydarzyło! Niestety, nie chcą tego, gdyż są uwiedzione przez feminizm.

Wiąże się z tym ciekawa konstrukcja logiczna, w której naraz prawdziwe mają być trzy sprzeczne ze sobą zdania. Patriarchat nie istnieje, to wymysł feminizmu. Patriarchat to natura człowieka, a naturze nie można zaprzeczać. Patriarchat ratuje kobiety przez naturą człowieka (mężczyzny), która jest brutalna i agresywna. Ale jednocześnie - tu mamy kolejny stały motyw manosfery na X - kobiety są współcześnie faworyzowane, a mężczyźni z tego powodu cierpią. Określam tę narrację jako “mężczyzna najbiedniejszy”, na co słyszę w odpowiedzi, że to przecież feminizm przedstawia kobiety jako ofiary, a to jest jedynie odpowiedź. Tyle że kobiety faktycznie padają ofiarami mężczyzn i patriarchatu, nie tylko gdzieś daleko, ale tuż koło nas, podczas gdy krzywd mężczyzn ze strony kobiet jest nieporównanie mniej, niezależnie jaki obszar świata rozpatrujemy. Dla użytkowników X należy do nich to, że kobiety nie są zainteresowane mężczyznami tak często, jak mężczyźni nimi, a jak już są zainteresowane, to nie chcą im się podporządkować. Krzywdą mężczyzn jest przypisanie dzieci do kobiet w sytuacji rozwodu, ale zrzucenie troski o dzieci na kobiety już nie jest krzywdą, to natura człowieka.        

WIZERUNEK KOBIET NA X I INSTAGRAMIE

    W związku z wrogością wobec kobiet, przedstawiane są one przez mężczyzn z X X w sposób karykaturalny, by nie rzecz - nienawistny. Kobiety są winne niskiej dzietności, gdyż rodzą za późno pierwsze dziecko, ale samotna matka jest godna szyderstw. Co więcej, odpowiada ona za przestępczość, gdyż przestępcy (płci męskiej) często pochodzą z domów, w których nie było ojca. Głoszącym te zestawy opinii nie przychodzi do głowy, że winnymi wad samotnego macierzyństwa są ojcowie, którzy odeszli, a nie matki, które zostały z dzieckiem. Kobieta, która wymaga od mężczyzny urody, jest “płytka”, ale ją samą należy oceniać pod kątem wyśrubowanych norm, według których 60 kg to “otyłość”, a 35 lat - “starość”. Użytkownicy X pomstują na “rozwiązłe” kobiety, prezentujące publicznie swoje wdzięki, ale głównie takie uchodzą dla nich za dostatecznie “ładne”. Całą resztę należy wyszydzić pod kątem niedostatecznej kobiecości, zwłaszcza gdy mają coś wspólnego ze złowrogim feminizmem, np. uważają, że kobieta nie sprowadza się do urody lub że kobiety są równe mężczyznom.  

Ogromną wrogość tej części Twitterowiczów wywołuje platforma Instagram (należąca do koncernu META, tak jak Facebook), gdzie najczęstszą treścią są retuszowane zdjęcia młodych atrakcyjnych kobiet. Według mizoginicznej mądrości mężczyzn z X, Instagram uczy kobiety próżności i pogardy wobec nich. W istocie jest praktycznie dokładnie odwrotnie. Platformy tej nie da się porównać z niczym innym, jeśli chodzi o produkowanie kompleksów u dziewcząt. Moment, gdy wczesne nastolatki (12-14 lat) zaczynają z niej korzystać, pokrywa się z ich drastycznym spadkiem samooceny. Trudno żeby było inaczej, gdy dziennie się widzi kilkaset “idealnych” ciał i twarzy, z którymi dziewczęta chcąc nie chcąc zaczynają się porównywać. Instagram w ogóle polega na ekshibicjonizmie i pełno na nim rodziców fotografujących swoje dzieci czy ekstrawertycznych zwierzeń o kwestiach, wobec których przydałaby się dyskrecja. Tu także można znaleźć królestwo banału, czasem nawet bardziej ekspansywnego niż na Facebooku. Z platformą tą wiążę mniejsze nadzieje niż Facebookiem i X-em, jeśli chodzi o możliwość opartej na wolności słowa debaty nad zagadnieniami, które dla nas wszystkich są ważne. Cieszy jednak to, że także wobec niej powściągnięte zostały cenzorskie zapędy.

Wszystko to sprowadza się do zagadnienia, czy wygrana Trumpa i jego oświadczenie w Orędziu, iż istnieją tylko dwie płcie, ostatecznie przysłuży się sprawie kobiet. Wolności słowa i walce z cenzurą już się przysłużyły, nie tylko na Facebooku i Instagramie, ale wszędzie - ludzie wreszcie przestają się obawiać, że jak nazwą kobietę kobietą, a mężczyznę - mężczyzną, to spotka ich środowiskowy ostracyzm. Jeżeli jednak rozważać inne poglądy nowego Prezydenta USA, w błyskawicznym tempie przekształcające się w ustawy i zyskujące równie szybką aprobatę Muska, przyszłość nie maluje się aż tak różowo. W końcu rozróżniając dwie płcie, można jedną z nich faworyzować prawnie, a także nie reagować, gdy tej drugiej dzieje się krzywda lub jest ona permanentnie obrażana. Jednocześnie dzisiejsza sytuacja to wielka szansa dla feminizmu, by móc przedstawić swoje założenia. Są one proste i wyraźnie oddzielają się od zaimkowo-tranzycyjnego szaleństwa, dla którego istnieje więcej niż dwie płcie, oraz od narracji manosfery z X, dla której główna różnica między kobietami i mężczyznami polega na tym, że mężczyźni są od rozkazywania, a kobiety od słuchania rozkazów. Być może ulegam nadmiernemu optymizmowi sądząc, że klarowny przekaz, iż istnieją dwie płcie i są one równe, dotrze do ludzi, zwłaszcza tych przerażonych cancel culture, ale nieskłonnych do zachwytu nad skrajną prawicą. W końcu odsyła on do materialnej rzeczywistości i jest zgodny z założeniem demokracji o równości obywatelek i obywateli wobec prawa. Ale kto wie? Królestwo banału i hejterzy kobiet mogą równie dobrze ten przekaz zagłuszyć, tak jak to się działo do tej pory.

autorka: Katarzyna Szumlewicz