Jesteśmy również na Facebooku, X i Instagramie:

12 września 2024

Feminizm czyli marka osobista?

- pisze Katarzyna Barczyk-Matkowska

 

Jak przystało na kogoś, kto w szybkim tempie zmierza do czterdziestki, z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy z feministek śmiano się na portalu Wykop.pl. Tak, przyznaję, że wpisuję się w trend „kiedyś to były czasy, teraz już nie ma czasów”. Biorę to na klatę, a na tej klacie są piersi, które wykarmiły dwoje dzieci, więc uniesie ona sporo.

Skąd ta nostalgia? Otóż kiedyś, gdy kobieta deklarowała feministyczne poglądy mogła się spodziewać dość prostego w odbiorze zestawu stereotypów oraz przewidywalnych wyzwisk. Okazywało się, że pewnie ma krótkie włosy, nieogolone nogi, dawno albo wcale nie uprawiała seksu i generalnie jest zaprzeczeniem stereotypowej kobiecości. Feministki, jeszcze 10 lat temu musiały udowadniać, że mają coś wspólnego z kobietami, o których prawa walczyły. Dla większości komentujących z portalu Wykop.pl oraz podobnych forum internetowych, feministki nie miały nic wspólnego z ich matkami, siostrami czy dziewczynami. 

Były abstrakcyjnym głosem, gdzieś na marginesie rzeczywistości. Duża część społeczeństwa widziała w kobietach walczących o swoje prawa krzykaczki, które domagają się dziwnych i nikomu niepotrzebnych rzeczy, takich jak: równe płace, obecność na listach wyborczych, sprzeciw wobec przemocy domowej, płacenia alimentów, prawa do bezpiecznej i leganej aborcji oraz legalizacji związków partnerskich dla osób tej samej płci. 

To co budziło niechęć przez szereg lat, teraz może posłużyć do budowania marki osobistej. Z rosnącym zdziwieniem obserwowałam, jak w 2020 roku instagramowe profile osób, które nie miały nic wspólnego z ruchem feministycznym rosły, jak na drożdżach. Wystarczyło regularnie wstawiać fotki z protestów a do tego proste grafiki objaśniające feminizm. Skomplikowany i pełen wewnętrznych dyskusji ruch walczący o prawa kobiet, został sprowadzony do prostej grafiki, która pokazywała, że w gruncie rzeczy ten cały feminizm jest miły, fajny i dla każdego. 

Gdy ruch feministyczny otworzył się na wszystkich, szybko przestał dotyczyć kobiet. Stał się nagle „parasolem”, pod którym można się schować, a feministki otoczą go czułą opieką. I tak długo wyczekiwana emancypacja, która miała uwolnić kobiety od przymus opiekuńczości znów je zapędziła do troszczenia się o dobrostan wszystkich dookoła. Kto miał jednak zatroszczyć się o nie? 

Można by pomyśleć, że ziściło się moje marzenie. Pewnie nie tylko moje. Feminizm był na ustach wszystkich, a bycie feministką stało się czymś w rodzaju deklaracji „jestem dobrą osobą”. Ale i w tej strukturze zarysowała się hierarchia. Mężczyźni feminiści, którzy wszem i wobec rozgłaszali, jak bardzo są feministyczni i dobrzy dla kobiet, lądowali na szczycie tej drabiny. Osoby trans, które domagały się uwzględnienia swoich potrzeb czy to w przypadku języka, jakim do tej pory kobiety opowiadały o aborcji, czy to w kwestii swojej obecności w kobiecych przestrzeniach, także uplasowały się na szczycie. 

Na samym dole, jak zwykle wylądowały… kobiety, które teraz już określające się feministkami, pokornie wróciły do obsługiwania ego wszystkich dookoła. Tworzyły bezpieczne przestrzenie, uczyły się nowego języka, nieustająco przepraszały za swoje potknięcia. Dzięki temu niektóre z nich zasłużyły na miano sojuszniczek. Inne muszą wciąż pracować nad sobą, by być jeszcze bardziej tolerancyjnymi, inkluzywnymi i opiekuńczymi.

Feministki, które nie miały ochoty się podporządkować i od czasu do czasu zwracały uwagę na to, że nie podoba im się kierunek, w którym to zmierza, szybko dowiedziały się o sobie, że feminizmu nie rozumieją. Dobrze, gdy się kończyło na tym, ale często mogły poznać również czym jest internetowy hejt i trolling. Można było je zwyzywać, pokazać palcem i ukarać ostracyzmem. 

Zawsze to miło, jak jak jakiś wróg jest wskazany, dzięki temu nie trzeba się specjalnie wysilać. Można iść za głosem lidera czy liderki i napisać, jakiś niezbyt sympatyczny komentarz w imię radykalnej empatii. W końcu, kto powiedział, że powinna ona obowiązywać w stosunku do osób, z którymi się nie zgadzamy?

Feminizm stał się marką osobistą, czymś co legitymizuje nawet najbrzydsze zachowania. Przestał zajmować się tym, co kobiece: ciążą, macierzyństwem czy prawami matek. Te zagadnienia, jak zwykle nie są zbyt medialne. Pozostawił je kolejnym generacjom kobiet, które z pewnym wyczerpaniem, ale i wielką konsekwencją mówią o tych kwestiach od lat. Ich mrówcza praca jest niedostrzegana, a na jej efekty trzeba czasami czekać latami. Kobiety, chcące aby prawa kobiet były prawami człowieka nie zniknęły, ale tak jak i ja, coraz mniej chcą mieć wspólnego z feministycznym mainstreamem.

 

Autorka: Katarzyna Barczyk-Matkowska, dawniej "Lady Pasztet"

Zdjęcie: Agata Majasow